Rozdział drugi

Samolot reprezentacji Niemiec wylądował na gdańskim lotnisku kilka minut po godzinie piętnastej. Zafascynowali piłkarze brali głębokie hausty powietrza, napawając się jodem, który się w nim znajdował. Większość z nich mieszkała z dala od morza, więc Gdańsk bardzo spodobał im się jako baza treningowa. Również dla Laury była to pewnego rodzaju nowość, gdyż – wstyd się przyznać – ale nigdy nie była nad morzem.
Pod lotniskiem czekał na drużynę autokar. Brunetka oraz jej stażystka jako pierwsze zajęły swoje miejsca, lecz zamiast od razu ruszyć w kierunku hotelu, musiały zaczekać na piłkarzy, którzy biegali po wszystkich sklepach, w poszukiwaniu niestworzonych rzeczy.
- Czy oni nigdy nie potrafią się zebrać – rzekła, poirytowana Laura. – Zawsze trzeba na nich czekać. Cóż za niesubordynacja! Jakbym była trenerem, to nie pozwoliłabym na takie zachowanie.
- Widocznie nikt ich nie nauczył dyscypliny. Biorą przykład z Joachima – powiedziała Tamara, pokazując palcem na obładowanego siatkami trenera, zmierzającego już w stronę autobusu.
- Nie robi pani zakupów? – zapytał zadowolony, siadając naprzeciwko kobiet. – Z hotelu do sklepu ponoć daleko.
- Nie robię zakupów w czasie pracy – odpowiedziała, jednocześnie dając Joachimowi dyskretny sygnał, że to zachowanie jej się nie podoba. Zawsze stawiała pracę na piedestale, nic nie było od niej ważniejsze – nawet uczucia. Wykonywała swoje obowiązki sumiennie, oddawała im się w stu procentach i wymagała tego samego od swoich współpracowników. Jednak już teraz wiedziała, że w świecie piłki nożnej panują nieco inne zasady niż w biznesie. Trudno będzie jej się do tego przyzwyczaić, ale obiecała sobie, że spróbuje, a z czasem może uda jej się nieco zdyscyplinować drużynę.
Dworek Oliwki, do którego zmierzała karda, okazał się być bardzo ładnym i elegancko urządzonym hotelem. Cały był do dyspozycji zespołu, dzięki czemu drużyna miała zapewniony spokój i swobodę.
Zawodnicy rozsiedli się w ogromnym lobby, w którym usytuowane były białe kanapy na złotych nogach, stoliki ze szklanymi blatami, kominek i duży, kryształowy żyrandol. Wszystko przytulone było lekkim, ciepłym światłem lamp i świec, a wokół roznosił się piękny zapach świeżych kwiatów.
- Ful wypas! – zachwycił się Toni. – Słyszałem, że mają tu kryty basen, więc nawet jak będzie deszcz to można korzystać. A poza tym jest siłowania, SPA, kino! Normalnie jak w raju!
- Mam klucze! – Na środku lobby stanęła Laura i dzierżąc w dłoni karty, które były pokojowymi kluczami, poprosiła, aby każdy kolejno do niej podchodził po odbiór wejściówki. Tuż za nią stała Tamara, która trzymała kartkę oraz długopis. – Podawajcie swoje nazwiska i zapisujcie się na listę. Zgubienie klucza grozi karą, więc radzę wam na nie uważać. Jeśli ktoś uważa siebie za totalną gapę, to możecie oddawać klucze na recepcję lub dawać je mi na przechowanie.
- To ja się piszę! – krzyknął jeden z piłkarzy, wywołując przy tym salę śmiechów.
Zawodnicy kolejno podchodzili do Laury. Ich pokrzepiające uśmiechy sprawiły, że Laura po raz pierwszy od bardzo dawna poczuła, że jest potrzebna. Od dawna nie zaznała tego uczucia. Nie miała rodziny ani przyjaciół, jedyna osoba, którą do niedawna uważała za całe swoje życie, teraz chciała od niej odejść, zabierając wszystko, na co od lat pracowała. Takie to życie bywało brutalne…
- A czy mój pokój jest blisko twojego? – zapytał Bastian, uśmiechając się zawadiacko i podnosząc brew do góry.
- Nie przypominam sobie, abyśmy przeszli na „ty”, panie Schweinsteiger. – odpowiedziała, chcąc jak najszybciej spławić namolnego chłopaka. – Na szczęście pana pokój jest w zupełne innej części pensjonatu, więc nie grożą nam przypadkowe spotkania.
- Szkoda… Ale może się z kimś zamienię.
- Proszę spróbować, jeśli chce pan sobie narobić kłopotów. Następny!
Jako ostatni do Laury podszedł Thomas Muller. Chłopak sprawiał wrażenie nieobecnego i zagubionego. Chyba niewiele do niego trafiało. Skupiał się na oglądaniu lobby oraz słuchaniu muzyki ze swojego telefonu.
- Pokój numer 102 – powiedziała Laura, wręczając mu klucz.
- To ten… – szepnęła Tamara. Brunetka spiorunowała wzrokiem młodego zawodnika, poczym chwyciła go za przedramię i niepostrzeżenie odciągnęła na bok. Przez moment wpatrywała się jeszcze w piłkarzy, którzy powoli udawali się do swoich pokoi. Nie chciała robić zamieszania i wywoływać niepotrzebnych plotek, dlatego wolała działać w tajemnicy.
- Przepraszam za swoje zachowanie, ale musimy porozmawiać – rzekła tak cicho, że Thomas musiał nadstawić ucha, aby cokolwiek usłyszeć. – Chodzi o to, że pana pokój znajduje się tuż obok mojego. Chcę uniknąć niezręcznej sytuacji, dlatego proszę, aby nie wymieniał się pan ze Schweinsteigerem na pokoje. To dla mnie bardzo ważne.
- Dobrze, nie ma problemu. Wiem,że Basti jest namolny i potrafi być uciążliwy. Zwłaszcza dla kobiet.
- Dziękuję. I niech to zostanie między nami.
- Oczywiście, ale proszę coś dla mnie zrobić. Proszę mówić mi po imieniu. Jestem od pani znacznie młodszy i czuję się niezręcznie, kiedy zwraca się pani do mnie tak oficjalnie.
- A co to znaczy, „znacznie młodszy”? Aż tak staro wyglądam?
- Nie – odparł pośpiesznie, karcąc się w myślach za swój niewyparzony język. – Nie to miałem na myśli…
- Dobra, nie tłumacz się. Umowa stoi.
Thomas posłał jej rozbrajający uśmiech i odszedł w kierunku pokoi.
- Wiem, że było to nie na miejscu – powiedziała, chwytając za walizkę i idąc śladami piłkarzy. – Ale było to dla dobra nas wszystkich. Zresztą sama widziałaś, jak ten bezczelny gnojek się wobec mnie zachowywał. Na co dzień nie praktykuję takich metod, ale praca wymaga poświęceń. Zapamiętaj to, Tamaro, i nie mów, że nauczyłaś się tego ode mnie.
- Dobrze – odpowiedziała blondynka, zakładając włosy na ucho. Laura coraz bardziej jej imponowała. Była taka pewna siebie, wiedziała, czego chce, niczego się nie bała. Była jej zupełnym przeciwieństwem. Tamarze od zawsze podobały się takie kobiety, pragnęła stać się jedną z nich, ale nie mogła. Była na to za spokojna i zbyt wrażliwa. – A jakie mamy plany na jutro? To znaczy, jakie zadania pani dla mnie przygotuje?
- Normalnie powiedziałabym, że zaczynamy pracę od dzisiaj, od zaraz, ale Joachim powiedział, że dzisiejszego wieczora organizujemy ognisko, więc masz wolne. Ale tylko dzisiaj. I jutro o ósmej chcę cię widzieć na nogach, w moim biurze.
- Oczywiście – odpowiedziała pośpiesznie.
- Dobrej zabawy. – Laura otworzyła drzwi do swojej sypialni i zniknęła za nimi, zostawiając Tamarę na korytarzu. Dziewczyna weszła do pokoju znajdującego się naprzeciwko i nie zważając na nic, runęła na łóżko, odpływając w krainę Morfeusza.

- Dobry wieczór. – Laura weszła do sali restauracyjnej i zajęła miejsce przy stole obok Joachima. Mężczyzna uraczył ją przyjaznym uśmiechem i zabawną historyjką związaną z „lokowaniem” się piłkarzy w pokojach. Nie bardzo śmieszyło to brunetkę, ale udała, że jest niezwykle rozbawiona, aby nie robić przykrości trenerowi.
Sala była pełna. Piłkarze głośno rozmawiali i śmiali się, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Nikomu, oprócz Laurze, która nie była przyzwyczajona do takiego hałasu. Wówczas zdała sobie sprawę, że praca w tak szerokim gronie, z tak niefrasobliwymi mężczyznami, wcale nie należy do najłatwiejszych. Oliver zachwalał swoją posadę, mówił, że nigdy nie zamieniłby jej na nic innego, ale Laura nie była do końca przekonana o świetności tego etatu.
- Siemka, Thomas! – Do pobliskiego stolika, przy którym siedziało kilkoro blondynów, przysiadł się Bastian Schweinstwiger. Laura nie chciała podsłuchiwać, ale piłkarze mówili tak głośno, że usłyszałaby ich nawet jakby siedziała kilka metrów dalej. – Słyszałem, że masz fajny pokój.
- Pokój jak pokój. Nie różni się niczym od twojego.
- Tak, tak… Co byś powiedział na małą zamianę? Ja mieszkam obok Toniego i Samiego. Nie wolałbyś być obok swoich dobrych kolegów? Zawsze to raźniej.
- Wszyscy jesteśmy kolegami.
- Nie bądź taki dyplomatyczny. Dobrze wiesz, że chodzi mi o naszą nową pani manager.
- Sorry, Bastian, ale już się rozpakowałem i nie mam zamiaru teraz tego wszystkiego zbierać. Jest mi tam dobrze.
- Mi też by było jakbym miał taką laskę za ścianą. Przestań, Thomas, przecież nie pójdę do trenera, aby mi odstąpił pokój, bo sobie pomyśli Bóg wie co!
- Możesz się uspokoić? Ten pokój został mi przydzielony. Masz swój. Powiedziałem już, że jestem rozpakowany. W szafach wiszą moje ciuchy, w łazience są moje kosmetyki. Nie będę tego wszystkiego zbierać, bo ty masz jakieś „widzi mi się”! Przyjmij to, co dał ci los i ciesz się, że w ogóle tutaj jesteś.
- Matko, skąd ty się wziąłeś? – zapytał zbulwersowany, lustrując klubowego kolegę. Thomas zawsze był inny, nie był taki konserwatywny i stanowczy. Nigdy nie przeszkadzały mu takie akcje i zgadzał się na nie bez większego problemu. Często był wykorzystywany w ten sposób, ale nie stawiał się, więc wszyscy myśleli, że nie ma nic przeciwko. A teraz? – Aaaa… Już wiem, o co chodzi! Tobie też podoba się nasza pani Laura, co?
- Stuknij się w łeb, Bastian – powiedział, wstając od stołu. – Przez ciebie straciłem apetyt. Idę, bo muszę jeszcze zadzwonić do domu. Widzimy się na ognisku.
Thomas czuł, że wywiązał się z obowiązku, który niespodziewanie na niego spłynął. Zręcznie dał koledze do zrozumienia, że nie dostanie jego pokoju, dzięki czemu Laura będzie zadowolona. Mijając ją, posłał jej spojrzenie, co kobieta przyjęła nieśmiałym uśmiechem.
Wrócił do pokoju i położywszy się na łóżku, rozmyślał o oczach, uśmiechu i włosach pani Laury. Musiał się sam sobie przyznać, że ta dziewczyna bardzo mu się spodobała. Jak to możliwe, że pociąga go dwanaście lat starsza kobieta? Nie uznawał takich związków.
Nagle usłyszał ciche pukanie do drzwi.
- Cześć – powiedziała Tamara, która stała na zewnątrz z niewielką tacą, na której leżał talerz z kanapkami oraz sok pomarańczowy. – Widziałam, że koledzy nie pozwolili ci w spokoju zjeść kolacji, dlatego pomyślałam, że ci ją przyniosę. Nie dobrze iść spać z pustym żołądkiem. Proszę – rzekła, podając mu tacę z uroczym uśmiechem.
- Ojej, nie spodziewałem się. Dziękuję bardzo. – Zapadła niezręczna cisza. Thomas patrzył na kanapki, które wyglądały tak apetycznie, że miał wrażenie, że pochłonie je wszystkie w przeciągu jednej minuty. To był miły gest ze strony blondynki. Nie chciał wyjść na chama, dlatego zaproponował jej wejście do środka i wspólne jedzenie.
- Nie, nie mogę – odpowiedziała pośpiesznie. – Nie mogę spoufalać się z piłkarzami, ale dziękuję za zaproszenie. Smacznego. – Thomas odprowadził ją wzorkiem, i zniknął w swoim pokoju, napawając się widokiem i smakiem pysznych kanapek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz