Rozdział piąty

Promienie letniego słońca wdarły się do niewielkiego pokoju hotelowego, w którym spała Laura Kessler. Kobieta wyciągnęła się w białej pościeli, poczym rozprostowując swoje długie, zgrabne nogi, zrzuciła kołdrę z łóżka. Leniwie się podniosła, otworzyła okno, wpuszczając do środka pięknie pachnące i czyste powietrze oraz radosny trel ptaków. Włączyła radio stojące na stoliku nocnym i wyciągnęła z szafy czarny podkoszulek, krótkie szare szorty od dresu i bluzę z kapturem do kompletu.
W łazience umyła zęby oraz twarz, a włosy związała w koński ogon. Przebrała się w naszykowane ubranie, założyła sportowe buty i zabierając sprzęt grający, w postaci słuchawek oraz iPoda, wyszła z pokoju. Swoje kroki od razu skierowała w stronę plaży.
Czuła ogromne podekscytowanie, ponieważ pierwsze spotkanie z morzem było niczym przełom. Czuła się jak małe dziecko, które zazwyczaj w wieku zaledwie kilku lat poznaje tą wodną otchłań, jej kolor, smak, temperaturę. Z każdym kolejnym krokiem była coraz bliżej. Czuła na twarzy wilgotne powietrze. Delikatny powiew bryzy sprawiał, że czuła się rześko. Słyszała szum, który do tej pory znała tylko z wielkich muszli, które dostawała w prezencie od znajomych, słyszała skrzeczące mewy, które latały jej nad głową. Z oddali widziała już wielkie statki przycumowane do brzegu.
Wyłaniający się zza wydm przepiękny krajobraz błękitnego bezmiaru niesamowicie ją zachwycił. Przez chwilę stała w bezruchu i oglądała morze, fale obijające się o brzeg, ptaki delikatnie kołyszące się na wodnej tafli. A nad tym wszystkim unosiło się przepiękne słońce, które dopiero co wyjrzało zza horyzontu.
- Boże, jakie to piękne – powiedziała sama do siebie i wolnym krokiem ruszyła przed siebie. Do butów zaczął wdrapywać się złocisty piasek, ale nie przeszkadzało jej to. Podeszła do brzegu i zanurzyła w wodzie dłonie. Woda była zimna, ale nie miało to znaczenia. Chcąc się przekonać na własnej skórze, czy rzeczywiście jest słona, polizała mokre palce, krzywiąc się w grymasie. Zaśmiała się radośnie. – Jaka ja głupia byłam, że pozwoliłam Jay’owi pozbawić się tego wszystkiego.
Przez kilka minut stała przy brzegu, oglądając rozbijające się fale. Dopiero potem przypomniała sobie, po co tak właściwie tutaj przyszła. Poranny jogging, dzięki któremu miała czuć się dobrze przez cały nadchodzący dzień. Nie miała jednak sumienia pozbawiać się tego niesamowitego szumu, dlatego zrezygnowała ze sprzętu grającego. Nasunęła na głowę kaptur i wolnym truchtem pobiegła wzdłuż brzegu.
W jej głowie zapanowała harmonia. Nie myślała o niczym. Cieszyła się tylko tym powietrzem, szumem, zapachem.
Za cel obrała sobie niewielkie molo. Na oko około 2,5 kilometra. Taki dystans zazwyczaj pokonywała bez problemów, więc od razu pognała w tamtą stronę.
Po około piętnastu minutach usłyszała za sobą dziwne dźwięki. Nie zatrzymując się, odwróciła się za siebie i przez moment biegnąc tyłem, spostrzegła truchtającego nieopodal Bastiana. Zaśmiała się z niedowierzaniem i z dezaprobatą wywróciła oczyma. Powróciła do dawnej formy biegania, nie zwracając najmniejszej uwagi na nachalnego piłkarza.
- Pani Kessler – wołał, zanosząc się śmiechem. – Proszę zaczekać!
- Śledzi mnie pan, panie Schweinsteiger? – zapytała, kiedy ten zrównał się z nią. – Specjalnie wybrałam tak wczesną porę, mając nadzieję, że nikt nie będzie mi przeszkadzać. Skąd pan wiedział, że tutaj będę?
- Podsłuchałem wczorajszą rozmowę z Hansem.
- Ah tak! Nie ładnie, nie ładnie…
- Chciałem dotrzymać towarzystwa. Przyjemniej biega się we dwoje. A swoją drogą, muszę przyznać, że pani pośladki znacznie lepiej prezentują się w tych szorach niż w spódnicach. Oczywiście niczego nie ujmując spódnicom – zaśmiał się siarczyście.
- Grabi sobie, panie Schweinsteiger!
- Oj tam… Takie grabienie to sama przyjemność.
Laura spojrzała na Bastiana, któremu uśmiech nie schodził z twarzy. Sprawiał wrażenie bardzo pewnego siebie. Miał jakiś cel w tych rozmowach, a Kessler nie miała pojęcia, jaki. Czyżby był kolejnym adoratorem, który ubzdurał sobie, że podbije serce zatwardziałej i wyzwolonej managerki. Kobieta była pewna, że mu się to nie uda, bo nie był w jej typie, a poza tym wdawanie się w romanse z pracownikami było nie na miejscu. To nie było odpowiedzialne zachowanie, aczkolwiek nie miała nic przeciwko zachowaniu przyjacielskich stosunków. W końcu nawet najfajniejsze i najśmieszniejsze docinki mogą się znudzić.
- Kto ostatni przy molo, ten trąba! – krzyknęła Laura, jednocześnie popychając Bastiana na tyle mocno, żeby powalić go na ziemię. Sama z triumfalnym uśmiechem wyrwała sprintem do przodu.
Do molo dotarła jako pierwsza. Usiadła na piasku i czekała, aż piłkarz do niej dołączy. Bastian pojawił się obok chwilę później, zgrzany i czerwony na twarzy.
- Kiepską mamy formę, panie Scheinsteiger – zaśmiała się. – To tak wypada? Na Mistrzostwach Europy? Wstyd!
- Wzięłaś mnie z zaskoczenia. A poza tym zagrałaś nie fair! Co to miało być, to pchnięcie, co? – powiedział i zrobił to samo, co Laura jemu kilka minut temu. Kobieta wylądowała plecami na piasku, jednak nie miała nic przeciwko. Atmosfera się rozluźniła. Na jej twarzy zagościł uśmiech, a z gardła wydobył się siarczysty śmiech.
- Oj, grabi sobie, panie Schweinstwiger. – Pogroziła mu palcem.
- Darujmy sobie ten oficjalny ton. Bastian jestem – powiedział, wyciągając w jej stronę dłoń. Kobieta przez moment spoglądała na jego rękę. Zastanawiała się, czy to aby na pewno dobry pomysł, by spoufalać się z podwładnymi. W końcu odwzajemniła gest, przedstawiając się. – Skoro formalności mamy za sobą, to zapraszam na coś zimnego do picia – dodał Bastian, wskazując na niewielki sklepik, przed którym stały trzy stoliki i krzesła. Pomógł jej wstać i otrzepując się z piasku poszli w tamtą stronę.

Do hotelu wrócili tą samą drogą, tylko zamiast na bieg postawili na spacer. Mocząc stopy w zimnej wodzie morza prowadzili konwersację na różne tematy, które jednak wciąż skupiały się na pracy, piłce nożnej i rozpoczynających się właśnie mistrzostwach.
Po raz pierwszy od poznania, Bastian zachowywał się normalnie. Był wyluzowany, wciąż bardzo wesoły i żartobliwy, ale nabrał manier i zachowywał się kulturalnie. Postawę niedbającego o nic prostaka zostawił w swojej sypialni i trzeba było przyznać, że do twarzy mu było z tym nowym „ja”. Laura nie wiedziała, które z jego wydań jest tym prawdziwym. Zastanawiała ją ta zmienność, ale przestała zwracać na to uwagę, bo przecież Bastian mógł być taki, jaki tylko chciał. Co innego jakby był jej bliższy, ale w zaistniałej sytuacji nie ma to większego znaczenia. Ucieszyła się, bo może dzięki temu spotkaniu, Bastian nieco zmieni swoje podejście do jej osoby i zaprzestanie jej nękania oraz narzucania się.
Na tarasie spotkali kilkoro piłkarzy niemieckiej kadry, w tym Thomasa, Toniego i Samiego Khedirę oraz Tamarę. Widok Laury i Bastiana idących razem, a co więcej, rozmawiających i śmiejących się, przyprawił ich o niemałe zdziwienie. Posyłali sobie pytające spojrzenia, pełne zaszokowania i niedowierzania. Mimo iż, wyglądali jak starzy, dobrzy kumple, to pożegnanie było dość chłodne. Jeden uścisk dłoni i nieśmiały uśmiech.
Laura przywołała do siebie Tamarę, której od razu zaczęła tłumaczyć obowiązki dnia dzisiejszego, a Bastian przechodząc obok stolika zajmowanego przez kolegów z zespołu, rzucił jedynie z zawadiackim uśmieszkiem „leci na mnie” i zniknął w środku hotelu.

Późnym popołudniem Laura zasiadła do pracy z Joachim, dając Tamarze wolne. Dziewczyna miała jedynie przygotować jedno zestawienie i po tym, jak zostawiła je w gabinecie managerki, poszła poszukać towarzystwa u piłkarzy. Spotkała Thomasa i Toniego na siłowni, którzy natychmiast przerwali rozmowę, kiedy ujrzeli blondynkę.
- Przeszkadzam? – zapytała, spoglądając na Thomasa. Tak bardzo chciała, aby zwrócił na nią uwagę, a tymczasem zachowywał się tak, jakby w ogóle jej nie widział. A przecież tam była! – Mam wolne, więc pomyślałam, że może poszlibyśmy pograć w bilard albo kręgle.
- W sumie pograłbym w bilard – powiedział Toni. – Trzeba tylko kogoś skołować, zagralibyśmy we czwórkę.
- Świetny pomysł. – Tamara klasnęła w dłonie z aprobatą.
- A rozmawiałaś z Laurą? – zapytał Thomas. – Bastian nam opowiadał, że pobiegli do molo, poszli na koktajl i ponoć świetnie się bawili. On ma bujną wyobraźnię i zastanawiam się, czy to prawda.
- Nie mówiła mi nic na ten temat, a ja nie pytałam, bo to nie moja sprawa – odparła, ciesząc się, że Thomas choć raz na nią spojrzał i uraczył pełną uwagą. – Aczkolwiek pani Laura sprawiała wrażenie zadowolonej. Może to prawda.
- Nie sądzę – wtrącił się Kroos. – Bastian działa jej na nerwy i nie wierzę, że ten ich spacer miał miejsce. Ale zastanawia mnie to, co razem robili. Może mają romans?
Thomas i Tamara spiorunowali go wzrokiem, poczym Müller wzruszył ramionami i udał się w stronę wyjścia.
- A ty dokąd?
- Idę po Manuela. Może z nami zagra.
- Okay, ale ja chcę być w parze z Tamarą – rzekł Toni, podchodząc do dziewczyny i zarzucając nonszalancko ramię na jej barki. Dziewczyna posłała mu uśmiech, ale wyczekująco spoglądała w stronę Müllera. Miała nadzieję, że chłopak zaprotestuje, że będzie o nią walczyć. W końcu już im udowodniła, że jest dobra w różne gry i zabawy. Kalambury doskonale to pokazały. Jednak Thomas nic nie zrobił. Ponownie wzruszył ramionami i wyszedł z pomieszczenia, mówiąc, że jemu to obojętne.
- Rozbijemy ich! – ucieszył się Toni, ciągnąc Tamarę w stronę stołów bilardowych. – Manuel jest dobry w te klocki, ale ja też nie jestem najgorszy. Thomas to ciota, więc z nim będzie łatwo. A jak tam twoje umiejętności bilardowe?
   - Słucham? Ah, tak! Hm… Chyba sobie poradzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz