Rozdział trzeci

Młoda blondynka zajrzała do swojej szafy i wyjęła z nich cienki czarny sweterek. Stopy wsunęła w wygodne baleriny i zatrzaskując drzwi od pokoju, wyszła w kierunku hotelowego ogrodu. Panował już półmrok, taras oświetlały romantyczne lampiony, a drogę do małego stawu i ogniska niewielkie pochodzie płonące żywym ogniem. Uśmiechnęła się do siebie. Z oddali widziała już siedzących na kocach, powalonych pniach i wygodnych leżakach piłkarzy, którzy zanosili się śmiechem. Jeden z nich, niejaki Per Mertesacker, przygrywał obozowe melodie na gitarze, a jego koledzy podśpiewywali pod nosem nieznane jej piosenki.
Przycupnęła obok wielkiego dnia, podkulając kolana i opierając na nich brodę. Była zbyt nieśmiała, aby do kogoś zagadać. Nie chciała nikomu przeszkadzać i narzucać się. Wiedziała, że czasami jest zbyt natarczywa i wówczas ludzie zrażają się do niej. Nie chciała narobić sobie kłopotów w nowej pracy. A poza tym była nieco onieśmielona obecnością tak sławnych sportowców.
- Hej. – Tamara nad swoją głową ujrzała uśmiechniętego Thomasa. Ucieszyła się z jego obecności. Nieśmiało spojrzała na jego twarz, która mieniła się czerwono-pomarańczowymi barwami ogniska.
Chłopak usiadł obok niej. Ich ramiona stykały się ze sobą, co wywołało u dziewczyny gęsią skórkę. W jej oczach Thomas był bardzo przystojnym mężczyzną, jego niebiesko-szare oczy, wyglądające niczym kolor błękitnych wód oceanu, były tak przejrzyste, że można było się w nich przeglądać. Jednak najbardziej urzekający był uśmiech, który sprawiał, że topniały wszelkie lody, a kobiece kolana miękły w tempie natychmiastowym.
- Przyniosłem herbatę – powiedział młody Niemiec, wyciągając zza pleców niebieski termos z wrzącym płynem. – Masz ochotę? – Dziewczyna potrząsnęła energicznie głową. Po chwili dostała z rąk Thomasa plastikowy kubek, którym najpierw ogrzała sobie dłonie, a dopiero potem upiła łyk naparu.
- Hm… Bardzo dobra. Malinowa.
- Moja ulubiona. Moi koledzy z zespołu mówią, że owocowe herbaty są dla dzieci, ale ja przyzwyczaiłem się do tego słodkiego smaku. Nie lubię zwykłej herbaty.
- Każdy ma swoje przyzwyczajenia.
Wieczór upłynął drużynie pod znakiem dobrej zabawy, strasznych historyjek, kawałów i gry w kalambury. Każdy musiał wziąć udział w zabawie, było to pewnego rodzaju tradycją zgrupowań niemieckiej kadry. Nieprześcignionym mistrzem od kilku lat był Philipp Lahm, który został specjalistą kalamburów, dlatego każdy chciał mieć go w swojej drużynie.
Historia zakończyła się, kiedy niespodziewanie w szeregi weszła Tamara, która również miała niemałe doświadczenie w tej zabawie. Jako mała dziewczyna wyjeżdżała na obozy i kolonie, gdzie kalambury były obowiązkową zabawą każdego wieczora. W dodatku często wygrywała podczas rodzinnych wieczorków, organizowanych przez rodziców podczas świąt i innych ważnych uroczystości.
- Jak ty to zrobiłaś? Pokonałaś samego Lahma! Myślałem, że już tego nie dożyję – zaśmiał się Bastian Schweinsteiger, zarzucając ramię na barki dziewczyny. W tym przyjacielskim uścisku poprowadził Tamarę do stolika, przy którym siedzieli już Toni Kroos, Lukas Podolski i Mario Gomez, czyli ekipa „wielkich przegranych każdego zgrupowania”. Panowie nie mogli nacieszyć się z pierwszego, jakże niespodziewanego zwycięstwa. Wznosili toasty i przeżywali triumf na każdy możliwy sposób. Przyjęli dziewczynę do swojego grona w bardzo naturalny sposób. Zupełnie jakby znali ją od lat, zupełnie jakby była z nimi na każdym poprzednim zgrupowaniu. Tamara była zadowolona z obrotu spraw, zaprzyjaźniała się z kolegami Thomasa, który z każdą godziną podobał się jej coraz bardziej. Z coraz większym zafascynowaniem przyglądała się jego ruchom ciała, mimice twarzy, sposobie chodzenia, uśmiechania się. Uważała, że nadawałby się na idealnego partnera.
Zabawa powoli dobiegała końca. Wieczór chylił się ku końcowi, w zawodników powoli wkradało się zmęczenie spowodowane podróżą, stresem i zakwaterowaniem. Każdy potrzebował odpoczynku. Pomimo tego, że i Laura była wyczerpana, zmieniła swoje postanowienie i mimo wszystko zdecydowała się pojawić w ogrodzie. Uśmiechała się do spotykanych piłkarzy, którzy po raz pierwszy zobaczyli ją w takim „nieoficjalnym” wydaniu. Klasyczne żakiety, galowe spódnice i białe koszule, zamieniła na zwykłe dżinsy i podkoszulek. Zamiast elegancko opadających na ramiona loków miała zwykły koński ogon, a na jej twarzy nie było ani grama makijażu. Wyglądała jak każda przecięta Niemka, a nie szałowa pani bizneswoman.
- Pani Kessler przyszła – zauważyła Tamara, machając przyjacielsko do mentorki. Kobieta posłała jej uśmiech i odwzajemniła gest, aczkolwiek nie był on podobny do jej sposobu bycia. Musiała się zmienić, bo nie obracała się w towarzystwie bogatych i poważnych inwestorów, tylko wyluzowanych, młodych piłkarzy. Zawsze uważała, że uniwersalność to jej najlepsza cecha, dlatego musiała to teraz potwierdzić.
Laura podążyła wąską dróżką w kierunku dogasającego już ogniska. Przysiadła na ogrodowym krześle obok Joachima i Hansa, którzy żywo rozmawiali o nadchodzących dniach. Przysłuchiwała się tej rozmowie, aczkolwiek nic z niej nie zrozumiała.
Wówczas poczuła jak jej kieszeń wibruje. Wyciągnęła z niej telefon i ujrzała na ekranie znajomy numer. Od razu nacisnęła czerwoną słuchawkę, nie chcąc psuć sobie tego wieczoru. Mimo to połączenie powtórzyło się kilka razy, wzbudzając tym zdziwienie głównego trenera.
- Nie odbierzesz? To chyba ważne skoro nie przestaje dzwonić.
Laura przytaknęła i odeszła na parę kroków, odbierając telefon.
- Czego chcesz, Jay?
- Jeśli myślisz, że tak po prostu wyjedziesz i uciekniesz ze wszystkim, a ja cię nie dorwę, to się mylisz!
- O czym ty mówisz? Ja jestem w pracy, idioto. Wyjechałam do Polski w sprawach służbowych i zostanę tutaj najwyżej trzy tygodnie – odparła, podwyższonym tonem głosu. Starała się stłumić wszystkie negatywne emocje, aby nie wzbudzać zainteresowania wśród wciąż siedzących przy ognisku piłkarzy. – Nie mogę z tobą teraz rozmawiać. Pracuję.
- Pracujesz? – prychnął rozmówca. – Jest dwudziesta pierwsza, która firma otwarta jest do tej pory, co? Lepiej przyznaj się, z kim pracujesz. Znowu wskoczysz jakiemuś staruchowi do łóżka? Zrobisz wszystko, aby osiągnąć swój cel, co?
- To nie jest czas ani miejsce na takie rozmowy. Nie mam ochoty dłużej słuchać twojego głosu – powiedziała, rzucając uśmiech w stronę trenera i udając się do hotelu. Magia wieczoru prysła niczym bańka mydlana. Miało być miło, a tymczasem telefon od byłego męża wszystko popsuł.
- Mamy do załatwienia sprawy. Miałaś się stawić w biurze i podpisać dokumenty, a tymczasem uciekłaś sobie do Polski. Bardzo nierozważne i nieodpowiedzialne posunięcie, Lauro.
- Nie podpiszę tych papierów, rozumiesz? Nie zdołasz zabrać mi firmy! Oddałam ci dom i samochód, reszta należy do mnie. Pracowałam na tą firmę całe życie i jeśli myślisz, że oddam ci ją bez walki, to się mylisz! Nie pozwolę, aby taka gnida jak ty, zrujnowała całe moje życie i pozbawiła mnie całego dorobku! Po moim trupie, Jay! – krzyknęła, rzucając słuchawką i biegnąc w stronę tarasu, znajdującego się na końcu holu.
Nie zdziwiła się, że drzwi są otwarte. W tym momencie niewiele myślała.
Podbiegła do barierki i oparła na niej zaciśnięte w pięści dłonie. Na jej policzkach pojawiły się łzy. Niewiele płakała. Nie lubiła tego robić i nie robiła tego – zwłaszcza w towarzystwie lub miejscach publicznych. Pozwalała sobie na to tylko w samotności. Mimo to karciła się w myślach za okazywanie słabości. Nie było to do niej podobne.
- Niech cię szlak jasny trafi, Jay – mówiła przez zaciśnięte zęby.
Za jej plecami rozległ się szelest. Przestraszona spojrzała za siebie i ujrzała Thomasa opierającego się o ścianę. Machinalnie starła słone krople z policzka i wzięła dwa głębokie wdechy powietrza.
- Śledziłeś mnie?
- Nie – odparł szybko, chowając ręce za plecy. Wówczas coś uderzyło o ziemię. Laura wytężyła wzrok, starając ujrzeć w panującym półmroku przedmiot, który ukrywał Thomas. Chłopak prędko poniósł swoją zgubę i wsunął pudełko do kieszeni bluzy.
- Palisz papierowy? – Thomas nie odpowiedział. Stał jak sparaliżowany, szukając w głowie odpowiednich słów. Bał się powiedzieć prawdę. Miał wady jak każdy, a jego wadą z pewnością był tytoń. Nie pasowało to do poukładanego chłopaka, idola dzieciaków i wzorowego sportowca. Nie palił dużo, ale czasami potrzebował odreagować.
- Tak, ale proszę nie mówić trenerowi – rzekł, robiąc dwa kroki w jej stronę. – On nie ingeruje w nasze życie osobiste, uważa nas za dorosłych i odpowiedzialnych, ale nie toleruje takich rzeczy w trakcie sezonu i na zgrupowaniach. Jak się dowie, to odeśle mnie do Niemiec, a ja tak bardzo chcę tutaj być. Bardzo proszę, pani Kessler. Euro jest raz na cztery lata, to bardzo ważna sportowa impreza, zależy mi, aby tutaj być. A to – powiedział, wyjmując z kieszeni paczkę papierosów – to tylko czynnik, który pozwala zapomnieć mi o stresie. Obiecuję, że już nie zapalę, zaraz wyrzucę to pudełko, ale błagam… proszę nie mówić Joachimowi.
- Dobrze, już dobrze. Opanuj emocje. Nie jestem waszą nauczycielką ani trenerką, aby mówić wam co jest właściwe, a co nie. To twoja sprawa.
- Nie powie mu pani?
- Nie – odparła, a po chwili dodała nieco speszona: – Ale ty nie mów o tym, co tutaj zobaczyłeś. Nie lubię, kiedy ludzie widzą we mnie kruchą kobietę. Nie chcę, aby to się rozniosło po drużynie.
- Oczywiście. Po dzisiejszym wieczorze, zrobię dla pani wszystko.
Laura uśmiechnęła się blado na słowa chłopaka. Już kiedyś słyszała to od mężczyzny, ale z czasem okazało się, że to tylko obietnice bez pokrycia.
- Coraz więcej tajemnic nas łączy, Thomas – powiedziała, kierując się w stronę wyjścia. – Nie podoba mi się to, bo zawsze jestem zależna tylko od siebie.
- Dobra pomoc nie jest zła.
- Tak… Dobranoc, Thomas – powiedziała, znikając mu z pola widzenia. – Aha… I dziękuję za to, że postawiłeś się Schweinsteigerowi.
- Obiecałem.
Kobieta posłała mu kolejny blady uśmiech. Dlaczego Jay nie mógł taki być? Byłaby dzisiaj szczęśliwą mężatką, a nie walczącą o rozwód kobietą w separacji.
- Dobranoc, Thomas.
   - Dobranoc, pani Lauro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz